Aby przekonać się o słuszności tzw. prostych prawd, trzeba czasem zajrzeć do sąsiadów, żeby sprawdzić jak funkcjonuje system oświaty tam, gdzie „zgoda buduje”. Gdzie – jak w gminie Jarocin - zamiast zamykać małe szkoły, oddano je stowarzyszeniom, w których, ręka w rękę, działają zgodnie i rodzice, i nauczyciele i samorząd. Dzięki temu szkoły są blisko mieszkańców, a najważniejszy w nich jest uczeń.
- To żaden cud. Wystarczy, że dogadają się rodzice i nauczyciele przy życzliwej i kompetentnej pomocy samorządu. Wtedy ci pierwsi powołują stowarzyszenie, które może nie tylko ocalić od likwidacji, ale wręcz podnieść na dużo wyższy poziom, każdą, nawet najmniejszą szkołę. I do tego uzupełnić ją o przedszkole czy nawet gimnazjum – relacjonuje spostrzeżenia z wyjazdu do Jarocina, wójt Marek Szopa.
Wraz z wójtem do Wielkopolski pojechał jeszcze radny Marek Szałas (przewodniczący komisji oświaty) oraz dyr naszego gimnazjum Jacek Kobyłka. Zaskoczyła ich panująca tam czystość oraz porządek. A przede wszystkim zgoda mieszkańców co do sposobu funkcjonowania miejscowej oświaty. Bo tam stowarzyszenia przejmują szkoły nie na fali społecznych protestów, jak to się dzieje najczęściej w Małopolsce, czyli u nas. W gminie Jarocin to robi się z rozsądku, by zapobiec likwidacji zbyt kosztownej dla samorządu placówki, a nie ze sprzeciwu i dopiero wtedy, gdy tę placówkę musi się ze względów ekonomicznych zamknąć.
Wymaga to oczywiście dodatkowego, organizacyjnego wysiłku od rodziców i od nauczycieli. Stowarzyszenia konkurują bowiem miedzy sobą w zdobywaniu dodatkowych funduszy na utrzymanie swoich placówek. Ale ta zdrowa konkurencja tylko wychodzi uczniom na dobre. Nauczycielom zresztą też, bo to od nich samych w dużej mierze zależy, ile za swoją pracę zarobią. Początki są trudne, gdyż dla ograniczenia kosztów, na starcie takiej społecznej szkoły jej kadra pedagogiczna otrzymuje część należnej stawki (zwykle 75 proc.). Ale bez problemu może do zasadniczej pensji dorobić, pracując więcej niż wymagane pensum, czyli 18 godzin tygodniowo.
U nas wciąż to brzmi jak abstrakcja. Niestety. Dobrze zatem wiedzieć, iż gdzie indziej, też w Polsce, nauczyciele nie stoją z boku pozytywnych zmian. Oni nie tylko uczą, lecz i rozumieją sens słów klasyka: „Trzeba z żywymi naprzód iść/ Po życie sięgać nowe/ A nie w uwiędłych laurów liść/ Z uporem stroić głowę” (Adam Asnyk).
Red.